Dawno temu, bo około roku 317, w mieście Sabaczu (na
terenie dzisiejszych Węgier),
urodził się chłopiec, któremu dano na imię Marcin.
Ojcem jego był legionista rzymski. Rodzice wychowywali się w
pogaństwie, lecz Boża opatrzność
czuwała nad ich synem i wkrótce cała rodzina przeniosła się do miasta
Pavii. Tutaj Marcin poznał chrześcijan, żyjących według nauk
Chrystusa. Zaimponowali mu oni
całkowitym poddaniem się woli Bożej, wzajemną miłością, wspieraniem
bliźniego
i dobrymi uczynkami, lecz przede wszystkim odwagą w obronie swojej wiary.
Zbudowany ich postawą mając 10 lat, wpisał się na listę
katechumenów, którzy chcąc przyjąć
prawdziwą wiarę,
przygotowywali się do przyjęcia chrztu. Nie mógł od razu przystąpić do
tego sakramentu, ponieważ zakazali mu tego rodzice.
Niedługo potem wyszedł rozkaz cesarski, aby
synowie wojskowych wstępowali do służby.
Również i Marcin musiał tak uczynić.
Nie podobały się Świętemu walka, zabijanie, przemoc i ucisk
bezbronnych, dzięki temu wśród
trwającej całe lata zamieci wojennej udało mu się doskonalić wszelkie
cnoty; został on człowiekiem
bardzo skromnym i przede wszystkim miłosiernym.
Pewnego
zimowego dnia roku 337, wjeżdżał on z garnizonem do miasta Amiens i
nagłe zauważył w bramie zmarzniętego
półnagiego żebraka. Nie zastanawiając się ani chwili
rozciął mieczem swój żołnierski
płaszcz i dał jego połowę biedakowi.
Jeszcze tej samej nocy pojawił mu się we śnie Jezus,
odziany w ten sam płaszcz i w otoczeniu
aniołów, do których powiedział: „Patrzcie jak mnie przyodział Marcin,
który wkrótce ma być
ochrzczony".
Po tym
wydarzeniu, Marcin jeszcze bardziej umocniony w wierze, nie chciał
dłużej czekać na trwałe połączenie z
Kościołem i mając lat 20 przyjął chrzest. Pragnął również
wystąpić z wojska i oznajmił swoją decyzję przełożonym. Rozgniewany
strasznie wódz, natychmiast kazał
Świętego aresztować. Wtedy Marcin poprosił, aby w czasie bitwy
pozwolono mu stanąć w pierwszym szeregu i walczyć bez broni -
jedynie znakiem krzyża. Zdziwiony i
zaskoczony dowódca zgodził się na to. Następnego dnia Marcin
stanął przed wojskiem i bez okazania strachu zaczął kreślić w powietrzu
znak krzyża. Wtedy to stała się rzecz przedziwna. Wrogie wojska poddały
się i poprosiły o zawarcie pokoju. I
tak oto za przyczyną Świętego zakończyła się bitwa, zanim się
jeszcze zaczęła. Natychmiast też obiecano Marcinowi, że po zakończeniu
wojny otrzyma on zwolnienie ze służby
wojskowej.
Nie trwało
długo i Marcin udał się wkrótce do sławnego biskupa Poitiers Świętego
Hilarego i zwierzył mu się z zamiaru
poświęcenia swojego życia służbie Bożej. Święty Hilary rozpoznał
w nim natychmiast wielką świątobliwość i postanowił mu pomóc; osadził go
w pustelni w pobliskim Liguge. Po pewnym czasie chciał wyświęcić Marcina
na kapłana, lecz on odmówił, gdyż
wcześniej miał widzenie, w którym Bóg nakazał mu udać się do domu, by
nawrócił swoich rodziców.
Tak też się stało i
Święty wyruszył w długą drogę. Gdy tak wędrował, nagle napadli
na niego zbójcy, związali i
wywiedli do lasu; gdyż zamierzali później żądać za niego okupu.
Człowiek, któremu powierzono przy nim straż, widząc, że Marcin modli się
najspokojniej i nawet nie próbuje uciekać, zagadnął Świętego kim jest i
dlaczego się nie boi. ,.Jestem chrześcijaninem a nie obawiam się ani
zwierząt ani złych ludzi, gdyż zawsze jest przy mnie mój Bóg" - odrzekł
Marcin. Po chwili wdał się w rozmowę ze strażnikiem o religii i do tego
stopnia go przekonał, że ten uwolnił Świętego i wraz z nim uciekł od
swoich kamratów. A gdy ich drogi się
rozeszły nawrócony rozbójnik wiódł przykładne życie, zostając
chrześcijaninem. Natomiast Marcin wkrótce dotarł do domu i próbował
nawrócić rodziców. Nie udało mu się
to jednak całkowicie, bo tylko jego matka przyjęła chrzest.
Jeszcze przez
jakiś czas został Marcin w swoich rodzinnych stronach, by głosić tam
słowo Boże. Nawrócił przy tym wielu pogan. Swoją działalnością zwrócił
na siebie uwagę arian i po pewnym czasie został przez nich okrutnie pobity. Wrócił więc
Święty do Poitiers i chciał spotkać się ze Świętym Hilarym, lecz
i tam władze przejęli arianie a samego biskupa
wygnali.
Wobec takiego rozwoju zdarzeń, Marcin wraz z pewnym
pobożnym kapłanem schronił się na
dziką
i bezludną wyspę - koło Genui i tam wiódł pustelnicze życie, żywiąc się
tylko polnymi
korzonkami.
Nie było mu
jednak dane żyć z dala od ludzi. Wkrótce zawezwał go do siebie święty
Hilary, wróciwszy z wygnania i umieścił Marcina w jednym z klasztorów
będących blisko miasta. Tam powierzono mu do nauki młodego poganina, który miał wkrótce
przyjąć chrzest. Jednak, gdy Święty musiał opuścić klasztor na
kilka dni w pewnej sprawie, młody chłopiec
zmarł. Zdjęty wielkim bólem, Marcin
padł na kolana i gorąco się modlił, aby Bóg przywrócił mu życie.
Po dwóch godzinach umarły wstał i niezwłocznie został ochrzczony. Cud
ten nawrócił wielu pogan i rozsławił jeszcze bardziej imię Marcina, jego
cnoty i umartwione życie.
W tym samym
czasie zmarł biskup z Tours. Duchowieństwo i lud wybrali na jego
następcę Marcina, ale ten, będąc z
natury bardzo skromnych człowiekiem, nie chciał się na to
zgodzić, gdyż pragnął służyć Bogu bez wielkich zaszczytów: jedynie
umartwiając się w ukryciu. Wobec
tego wywabiono go podstępem z klasztoru i postawiono przez Biskupami
w Tours, którzy bardzo na
niego nalegali. Święty dał się w końcu przekonać i objął Diecezję.
Na Biskupstwie
nie zmienił swego dotychczasowego życia, nadal dużo modlił się i
umartwiał, troszczył się bardzo o duchowieństwo, wspierał ubogich i
zakładał nowe klasztory. Sam mieszkał z 80 zakonnikami w
klasztorze, których tak doskonalił, że wielu z nich zostało powołanych
na Biskupów, gdyż każde miasto życzyło sobie mieć u siebie
uczniów Marcina.
Cieszył się
jednak Święty nie tylko poważaniem u ludzi, lecz sam Pan Bóg wspierał
go. Często z Aniołami Marcin rozmawiał, które zanosiły wszystkie jego
prośby przed tron Najwyższego; a Święci Paweł i Piotr, ukazując mu się
często udzielali mu rad, co do
sprawowania urzędu Biskupiego.
Pewnego razu miał Święty ważną sprawę do przedstawienia
cesarzowi
Walentynianowi, lecz ten za namową swojej żony Arianki, nie chciał go
przyjąć i wręcz nakazał dworzanom, aby go nie wpuszczono do pałacu.
Marcin długo pościł i modlił się do Boga o radę i po kilku dniach udał
się do cesarza. Tam przeprowadził go Anioł przez
wszystkie straże aż do pokoju
Walentyniana. Ten, obrażony jego śmiałością, miał zamiar nie
wstawać z krzesła, lecz nagle pod jego siedzeniem zapalił się ogień i
zmusił go do tego. Zrobiło to na cesarzu tak wielkie wrażenie, że od
razu przyjął Biskupa, uczynił zadość jego
żądaniu i jeszcze go
do stołu swojego zaprosił.
Innym razem udał się Święty na
spotkanie ze swoimi wiernymi, aby jeszcze nawracać
pogan.
Wkrótce też znalazł się pomiędzy nimi i nakłaniał, aby zrąbali ogromny
dąb, czczony
jako bóstwo. Poganie zgodzili się, lecz pod warunkiem, że stanie po tej
stronie, na którą drzewo będzie spadać, gdyż jak mówili: „ Jeśli Bóg,
którego nam głosisz jest prawdziwy, to
cię od śmierci uchowa". Zgodził się
Marcin na to bez wahania, lecz poganie nie dowierzając
mu, przywiązali go tam sznurami. Drzewo olbrzymie porąbali i przewrócili
na Świętego. Lecz
ten przeżegnał je znakiem krzyża i padło na drugą
stronę, pchnięte niewidzialną siłą.
W innym miejscu chciał Biskup zburzyć pogańską świątynię
i zbiegli się wszyscy, aby
do tego nie dopuścić. Wtedy Marcin przywołał do siebie
chrześcijan a swymi słowami tak obezwładnił wszystkich niewiernych, że
nie mogli ruszyć się z miejsca, patrząc jak Święty
burzy ich świątynię.
Zdobywał Marcin
również pogan dla Boga poprzez uzdrawianie. Jakie niesienie Dobrej
Nowiny poparte cudami bardziej obfite przynosiło owoce. Toteż pewnego
razu. obchodząc swoją diecezję, napotkał ogromny tłum pogan, którzy
znając go jako wielkiego cudotwórcę, chcieli tylko na niego popatrzeć i
z obojętnością przyjmowali głoszone słowo Boże. Aż nagle podbiegła do
niego zapłakana kobieta, niosąc na rękach umarłego synka i błagała, aby
Święty go wskrzesił. Marcin wziął dziecko na ręce, pomodlił się i oddał
matce żywe. Natychmiast wszyscy
poganie zawołali, że Chrystus jest prawdziwym Bogiem i
drugiego dnia, po naukach Biskupa,
przyjęli Chrzest Święty.
Działając w ten
sposób, a przez 26 lat zasiadania na stolicy biskupiej szczególnie,
nawrócił Święty Marcin wielu pogan.
Był człowiekiem bardzo miłosiernym i zawsze przygarniał do siebie
grzeszników, którzy chcieli szczerze
pokutować. Nawet sam diabeł zarzucił mu, że przyjmuje pokutę tych,
którzy już po Chrzcie Świętym popełnili grzech ciężki. Na to mu
jednak Święty odpowiedział: „ Gdybyś i ty sam, nieszczęśniku, przestał
niepokoić łudzi i pokutował za swe zbrodnie, to i
tobie obiecałbym miłosierdzie,
wierząc w Jezusa Chrystusa".
Mając lat 80, przepowiedział
dzień swojej bliskiej śmierci, mimo tego udał się jeszcze
raz na
zwiedzanie Diecezji. W wiosce Candes ciężko zachorował. Uczniowie będący
z nim, usłyszeli
jak prosił Boga, aby do już zabrał do siebie. Zaczęli błagać
Świętego, aby ich nie pozostawiał jeszcze. Wtedy Marcin zwrócił oczy do
nieba i tak się modlił: „Panie! Jeżeli jestem jeszcze ludowi Twojemu
potrzebny, nie wymawiam się od pracy. Niech się wola
Twoja spełni". Jednak
po chwili zaczął słabnąć i umarł. Było to około 10 listopada roku 397.
Święty Marcin był jednym z najwybitniejszych krzewicieli
życia zakonnego w Galii, głosicielem prawd ewangelicznych, surowym
ascetę i cudotwórcą. Pierwszym wyniesionym
na ołtarze wyznawcą, który nie
był męczennikiem. W średniowieczu stał się w całej
katolickiej Europie ukochanym Świętym i wzniesiono dużo kościołów pod
jego wezwaniem — także i w Polsce. Święto ku jego czci
ustanowiono w połowie VII wieku na dzień 11 listopada. Stał się on
patronem między innymi pasterzy, bydła, ptaków (szczególnie gęsi) -
symbolem walki
ze złem. Ks. Zygmunt Kuśmierek
|