Bp Edward Ozorowski
Kiedy Tomasz Morus nazwał swoją powieść „utopią”,1
prawdopodobnie nie przypuszczał, że dostarczy nazwy pewnej podstawowej
tendencji ludzkiej i określonemu rodzajowi literackiemu, w którym ta tendencja
się wyraża. Najogólniej mówiąc, chodzi tu o stan ducha, który nie godzi się na
niedoskonałość tego, co jest, i wyrywa się ku lepszej przyszłości. Zdaniem M.
Rode, „utopia, jako marzenia o reformie współczesnych stosunków, o
przeorganizowaniu form ustrojowych tak politycznych, jak i społecznych, a
przybliżeniu ludzkości szczęścia – przewijają się przez dzieje ludzkie od
zamierzchłych czasów po dzień dzisiejszy i bez wątpienia dzieje przyszłości też
będą przetykane przędzą utopijnych marzeń. Bo człowiek lubi i może wybiegać
myślą, duchem swoim poza i ponad czasy swoje, umie biec przyszłości
naprzeciw”.2
W tym ujęciu
T. Morus dotknął jedynie problemu; a nie był jego twórcą ani tym, który go
rozwiązał. Uczynił to wszakże po mistrzowsku i pociągnął za sobą wielu
naśladowców.3 W pewnym sensie też go osłabił. Upowszechnił bowiem przekonanie,
iż brakom oraz niedostatkom życia społecznego można zaradzić o własnych siłach
w obrębie tego świata.4 Rzeczywistość jednak negowała to założenie i słowo
„utopia” zaczęło się przeradzać w „utopizm”. Utopistą zwykło się nazywać
człowieka pozbawionego realizmu, niepraktycznego reformatora, który przedstawia
pogramy nie do zrealizowania.5 Od XVIII w. przez utopię rozumiano wizję lub
programy idealnego społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na zło. Przybierały
one często postać ideologii społeczno-politycznych, nie mających fundamentu w
rzeczy.6
Wszakże mimo wypaczeń,
jakim uległo słowo „utopia”, problem pozostaje. Ciągle aktualne są pytania:
Skąd bierze się w człowieku niezadowolenie z tego, co jest i pragnienie czegoś
lepszego? Czy człowiek, pragnący lepszej przyszłości, może być realistą, czy
tylko oderwanym od życia marzycielem? Czy utopia, tj. nieistniejąca wyspa może
być tylko tworem wyobraźni, czy też ma szansę realnego zaistnienia? Czy można
osiągnąć to w ramach tego świata, czy też trzeba pomocy spoza niego? Jest to
problem filozoficzno-teologiczny, obejmujący sobą właściwie wszystkie domeny
ludzkiego życia.
Utopia różni się od idealizmu i realizmu. Według założeń platońskich, świat idealny istnieje poza ziemią, gdyż na ziemi są tylko jego odbicia. Stąd też i pragnienia ludzkie nie mogą tu znaleźć swego spełnienia. Utopia natomiast projektuje lepszy świat tu i teraz, w warunkach ziemskiego życia. Przez realizm natomiast w tym przypadku rozumie się to, co jest możliwe do osiągnięcia. Przyjmuje on wielorakie formy i pociąga za sobą różne następstwa. Istnieje realizm zbiorowy i indywidualny. Ten pierwszy opiera się przeważnie na racjonalnym rachunku. Kto go nie uwzględnia, zwykle przegrywa. Rządzi się nim zwłaszcza ekonomia i polityka. Wszakże i tu dzieją się niespodzianki, zawodzą kalkulacje. Realizm indywidualny też rachuje, przewiduje, kalkuluje, oblicza możliwości. Często jednak przeradza się w niechęć do czegokolwiek. Zamienia człowiekowi nogi na ołowiane, a innym podcina skrzydła, reaguje sceptycznie lub wręcz cynicznie na wszystkie nowe inicjatywy. Tacy realiści nie są zdolni do czegokolwiek, stać ich tylko na pesymizm. Utopia ma coś z idealizmu i coś zdrowego realizmu. Pozwala na porwanie się ku czemuś, co wydaje się niemożliwe. W tym kształcie potrzebna jest ona każdemu człowiekowi i wszystkim wspólnotom ludzkim. Jako pragnienie lepszego jutra znajduje ujście w eschatologii, a swoje częściowe spełnienie najbardziej osiąga w liturgii.
Utopie, jako
utwory literackie, obracały się najczęściej w kręgu spraw społeczno-politycznych
państwa. Duch wszakże, który je napędzał, znajdował się w człowieku. Z
człowieka bowiem bierze się wszelka niedoskonałość i pragnienie jej naprawy.
Stąd rozwiązanie tego problemu nie jest w mocy nauk politycznych, ekonomicznych
lub socjologicznych. Bezradne wobec niego pozostają także karmione marzeniami
twory wyobraźni. Z problemem tym zmierzyć się może tylko teologia i po trosze
przychodząca jej z pomocą filozofia.
Oparta na
Biblii teologia uczy, że pierwszy człowiek, a w nim każdy inny został stworzony
tak, że Bóg dał mu siebie samego za cel (Rdz 1-2). Bóg powołuje ludzi do życia
z miłości i ku pełni miłości. Zdaniem Jana Pawła II, „w zamyśle Boga powołanie
ludzkiej osoby sięga dalej, poza granice czasu”.7 Wynika z tego, że każdy
człowiek przychodzi na świat z miłości Boga i decyzji rodziców, aby otrzymawszy
w ten sposób życie, mógł je w sposób wolny i świadomy przeżywać. Człowiek jest
darem i zadaniem. Jest i ma się stać. Przyszłość wpisano w jestestwo człowieka.
Przyszłość pociąga człowieka ku sobie, przyzywa go, tworzy w nim głód i w tym
zawiera się pierwsze źródło jego niedosytu, o którym św. Augustyn napisał:
„stworzyłeś nas, Panie, dla siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie
spocznie w Tobie.”8 Niedosyt ten ujawnia się w indywidualnym życiu człowieka i
we wszystkich relacjach międzyludzkich. On pcha człowieka ku postawom
utopijnym, rodząc się z różnicy, jaka zachodzi między dobrem (człowiek) a
pełnią dobra (Bóg).
Człowiek jako
dobro, od początku znajduje się w sytuacji kuszenia. W biblijnym raju Bóg
umieścił „drzewo poznania dobra i zła” o zakazanych owocach (Rdz 2, 17), dając
też przystęp do człowieka szatanowi (Rdz 3, 1-5). Człowiek jest od początku
wystawiony na pokusę. Pierwszy człowiek uległ podszeptom węża, przez co
dopuścił się zła (Rdz 3, 6-7): odwrócił się od Boga, raniąc swoją naturę;
zmieniła się też na gorsze relacja między mężczyzną a niewiastą oraz między
człowiekiem a światem (Rdz 3, 8-19). Grzech pierworodny i jego skutki przeszły
na całą ludzkość: w Adamie „wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5, 12). Zło, któremu uległ
pierwszy człowiek, jest w stosunku do niego uprzednie – jak pisze P. Ricoeur –
„istnieje przedtem, pociąga i zwodzi człowieka.”9 Pierwszy człowiek na skutek
grzechu, przeszedł od stanu niewinności do stanu winy, stąd wszyscy inni
poczynają się i rodzą w stanie winy pierworodnej. Człowiek nie stał się złem.
Bóg dalej go miłuje i widzi w nim Swój obraz. Umniejszyło się natomiast
podobieństwo człowieka do Boga, przez co powiększył się dystans pomiędzy stanem
rzeczywistym człowieka a jego stanem docelowym. Człowiek zachował pamięć
pierwotnej niewinności, doświadcza natomiast niemocy jej odzyskania. Skutkiem
tego powiększa się jego niedosyt. Daje on znać o sobie w różnych przejawach
ludzkiego życia, znajdując też swój zapis w twórczości człowieka. Jest to
niedosyt utopijny.
Utopia wchodzi
w strukturę symbolu, przez który człowiek wyraża siebie i nawiązuje z innymi
kontakt. Symbol bowiem zawsze prowadzi od tego, co widzialne, zmysłowo
uchwytne, ku temu, co duchowe. Zawiera on w sobie swoisty stan napięcia między
światem materialnym a duchowym. Człowiek żyje na ich granicy. Są to dwie
dziedziny bytu: z jednej strony – przyroda, zwierzęcość; z drugiej – istnienie
kierowane duchem według wartości prawdy, dobra i piękna. Człowiek po ludzku
żyje wtedy, gdy przekracza tkwiącą w nim zwierzęcość i wyrasta ponad świat
przyrody. W ten sposób utopia – jak zauważa E. Bloch – wpisana jest w człowieka
i w przyrodę.10 „Całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia...
w nadziei, że również ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by
uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8, 21-22). Utopia przyzywa
eschatologię, a eschatologia pokazuje korzenie i ostateczne wychylenie utopii.
Z utopii
będącej właściwością ludzkiego bytu, pochodzi kultura jako rozwinięcie natury –
odczytywanie i urzeczywistnianie kodu stworzenia. Człowiek, zaproszony od
początku do udziału w stwórczym dziele Boga (Rdz 1, 28; 9, 7), realizuje to
zaproszenie w najrozmaitszy sposób, poczynając od najprostszej uprawy roli aż
po działania artystyczne. Gdy udaje mu się ulepszyć naturę i udoskonalić
siebie, czuje satysfakcję, wyraźnie widząc swoją godność. We wszystkich tych
próbach i wysiłkach właściwie kieruje się ciągle tym samym dążeniem – poprawić
to, co zastane, na bazie danych wznieść własną konstrukcję. Jest to dążenie,
które przyjęliśmy nazywać tu utopią.
Niedosyt jest
motorem sztuki. Każdy jej przejaw – słowo, dźwięk, barwa, kształt, gest –
podąża w tym samym kierunku. Wyrosłe na ziemi, będące cząstką tego świata,
ulatują ku górze, szukając nieba, nasączając materię duchem. Mazurki Chopina
zdają się odrywać od swych prawzorów na wsiach mazowieckich. „Rosja” M.
Niestierowa pokazuje krainę, której nie znajdzie się w całym byłym Związku
Radzieckim, a „Dawid” Michała Anioła utrwala w kamieniu doskonałość męskiego
ciała.
Sztuka tylko
częściowo jest naśladownictwem natury. Podpatrując ją, ucząc się od niej,
jednocześnie ją przekracza i swoiście uwzniośla, nie żeby ją oderwać od
Stwórcy, lecz by Go w niej jeszcze bardziej pokazać. Nawet naturaliści nie
kopiowali natury. Starali się ją przedstawiać taką, jakiej zwykły śmiertelnik
nie może dostrzec. Okrucieństwa wojny na płótnach Francisco Goya y Lucientes
jednocześnie przegrywają i wygrywają z ich realiami. Wstrząsają, przypominają i
napominają. Pokazując horror wojny, wzbudzają tęsknotę za pokojem i miłością.
Oczywiście, Bóg jest największym artystą. Nikt Go nie prześcignie. W tym sensie
sztuka zawsze jest czymś sztucznym. Jednakże sztuka w stosunku do natury nie
jest konkurencyjna. Wyraża ona jedynie prawdę, że człowiek wyposażony w naturę
i w naturze osadzony, chce ją tak doskonalić, aby coraz bardziej ujawniała
ukryte w niej możliwości. Człowiek w ten sposób postępując odkrywa swą własną
naturę, tzn. że jest istotą otwartą na absolutne piękno i dobro.
Utopia
rezyduje w sercu człowieka! Niesie ją śpiew, muzyka, taniec, obrzęd, ona zaś
prowadzi człowieka na najwyższe szczyty górskie i do najniższych jaskiń ziemi,
każe matce czuwać przy niemowlęciu, a pielęgniarce pochylać się nad chorym.
Postęp, rekordy, biorą się z ducha utopii. Najbardziej wszakże artykułuje
go słowo – dar, który tylko człowiek spośród wszystkich istot na ziemi
otrzymał od Boga. Słowo jest nosicielem myśli i środkiem komunikacji, tworzy
literaturę i wywiera wpływa na rozwój człowieka, lecząc jego niedosyt.
Najstarsze
znane zapisy jakie człowiek pozostawił, zawierają zwykle informacje o jego
życiu i o jego wierzeniach. Ukazują one człowieka, który nie zamyka się w kręgu
ziemskim, lecz stara się go przekroczyć. Horyzontalizm jego widzenia dopełnia
się w wertykalizmie. W górze szuka on sensu tego, co dzieje się na dole.
Doświadczając trudów codzienności, czuje istnienie świata lepszego i ku niemu się
wyrywa.
Tendencja ta
znalazła potem swoje ujście w mitach, z których wyrosły bajki, baśnie i
eposy.11 Przelała się następnie na inne rodzaje literackie: żywoty, legendy,
powieści, utwory poetyckie. Cała literatura światowa tętni utopią. Bez niej
byłaby ona płytka, skostniała i martwa. Rozbrzmiewają nią pisma religijne i
świeckie, z właściwym dla siebie widzeniem celu i dróg do niego prowadzących.
Jest dominantą w księgach biblijnych, gdzie przywdziewa szatę nadziei i kieruje
wzrok czytelnika ku swemu ostatecznemu stanowi. Pozwala też człowiekowi zrobić
pierwszy krok na drodze jego rozwoju, by potem dążył nią niecierpliwie i
wytrwale.
Utopie mają swoje antyutopie. Pisał je już Arystoteles. Ich ducha ujawniali też w swej twórczości Rabelais, Cervantes i Swift. Były to z reguły utwory satyryczne, które nie tyle negowały w człowieku głód dobra, ile krytykowały ukazywane sposoby jego zaspokajania. W dziejach piśmiennictwa pobrzmiewa również Koheletowa nuta „marność nad marnościami – wszystko marność” (Koh 1, 2). W literaturze o korzeniach biblijnych jednak nie ogłasza ona bezsensu, a jedynie przenosi wzrok z tego, co przemijające, na to, co wieczne.12 W myśli ateistycznej natomiast kończyła ona często jako tzw. filozofia absurdu. Jej odwrotnością była i jest megalomania, której przykład daje piśmiennictwo polskie XVII w., oraz skrajny naturalizm, reprezentowany w starożytności przez Pelagiusza, a w epoce oświecenia przez J. Rousseau (1712-1778). Jednak ani zwolennicy absurdu, ani megalomani czy wielbiciele natury, nie zostawiali człowieka w bezruchu, lecz kazali mu tak lub inaczej budować swoją przyszłość, tzn. tworzyć świat lepszy, co dokładnie stanowi cechę utopii.
T. Morus,
nazywając swoje rozważania o państwie „utopią”, z góry założył, iż są one nie
do zrealizowania. Utopia – to wyspa, która nie istnieje (gr. ou – nie, topos –
miejsce). „Niemożliwością jest – pisał – idealny stan rzeczy na świecie, chyba
żeby wszyscy ludzie byli doskonali, lecz tego nie spodziewam się przed upływem
wieków.”13 Podobnie myśleli także inni: przed Morusem i po nim. A mimo to
roztaczali przed czytelnikiem swoje wizje. Czy rzeczywiście były one
nierzeczywiste?
Dla Platona, który pierwszy dał
wyraz utopii w jej klasycznej formie i zaryzykował idealny obraz państwa
(Politeia), słowo „rzeczywisty” nie oznaczało „rzeczowy”. Realnymi dla niego
były idee, a nie rzeczy, które jako złożone i zmienne są jedynie cieniem ich
idealnych wzorów.14 Według tego założenia, utopia jest bardziej realna niż rzeczywistość,
którą postrzegamy. Myślenie utopijne jest poszukiwaniem rzeczywistego bytu,
który jest przedmiotem pojęć, a nie postrzeżeń i który przez owo myślenie to
uzasadnia. Platon nadto, by mówić o stanach w państwie, posłużył się przyjętą
przez niego koncepcją duszy. Duszy rozumnej odpowiadają filozofowie i oni
powinni rządzić państwem. Żołnierze – to dusza popędliwa. Do nich należy obrona
państwa. Duszą pożądliwą stanowią pracownicy, którzy państwo utrzymują.15
Pogląd Platona
na państwo był teorią, a nie odbiciem istniejącego stanu rzeczy. Pełnił jednak
wobec niego funkcję krytyczną. I w tym Platon znalazł wielu naśladowców, tak w
starożytności jak i potem, którzy tworzyli różnorakie wizje idealnego
społeczeństwa. Spotkać wśród nich można stoików, myślicieli renesansowych i
oświeceniowych, a nawet zwolenników tzw. teologii politycznej. W większości
pozostawali oni teoretykami, czasem jednak usiłowali wcielać swoje idee w
życie. Kończyło się to najczęściej klęską, czego przykładem może być wielka
rewolucja francuska i rewolucja październikowa w Rosji. Komunizm jako
realizacja myśli utopijnej Marksa i Engelsa okazał się ostatecznie systemem
niewydolnym ekonomicznie i szkodliwym etycznie.16 Nie wszystko wszakże w utopi
pozostaje w sferze myśli. Całość zwykle jest w niej rezultatem wyobraźni, jej
elementy natomiast pochodzą najczęściej z konkretnego życia: doświadczanego lub
odczytanego z historii. Każda konstrukcja myślowa ostatecznie ma swoje
odniesienie do istniejącego świata, nawet science fiction. Nie sposób wyjść
poza istniejący świat wyobraźnią. Ów związek ze światem realnym daje znamię
realności tworzonym ideom. Gdy T. Morus opisywał położenie geograficznej wyspy
i podawał jej topografię, dopuszczał się oczywiście fantazjowania. Gdy
natomiast rysował panujące stosunki między mieszkańcami wyspy, przenosił na
swój plan to, co widział w swoim państwie lub gdzie indziej, tyle że w
udoskonalonym stanie. H. Sienkiewicz, pisząc „Trylogię”, przestudiował to, co
napisano o siedemnastowiecznej Polsce. Postaci jego powieści posiadają swoje
historyczne odpowiedniki, a jednocześnie coś więcej. Sienkiewicz nadał im
koloryt swojej wyobraźni tak, aby służyły „ku pokrzepieniu serc”. Czytelnik
może pójść za intencją autora i znaleźć to, czego on pragnął, bądź ją
zlekceważyć i wtedy zniszczyć dzieło, albo samemu o nie się rozbić. Utopię
można wykorzystać na dobre lub na złe, w zależności od nastawienia, z jakim się
do niej podchodzi. Będąc tworem autora, może ona wpływać budująco lub niszcząco
na odbiorców i w ten sposób powiększać lub umniejszać swój realizm.
Podejście do przyszłości, do
której utopia odsyła, zależy od światła, w jakim się ją ogląda. Pytanie: czy
oczyma wiary, czy tylko wzrokiem rozumu? – Utopia, zamknięta w kręgu tego
świata, jest tylko układanką myślową. Może się udać lub nie. Najczęściej się
nie udaje, a gdy się udaje, przyzywa na pomoc w uzasadnieniu: przypadek lub
los. Ludzie oczywiście tworzą utopię i dążą do wymarzonego celu. Osiąganie go
jednak o własnych siłach jest mocno ograniczone, a w wielu przypadkach wręcz
niemożliwe.
Inaczej do
przyszłości podchodzi chrześcijanin. Wie, że wprawdzie „przemija postać tego
świata” (1Kor 7, 31), ale „Bóg gotuje mu nowe mieszkanie i nową ziemię, gdzie
mieszka sprawiedliwość” (KDK, 39). Eschatologia biblijna nie jest ucieczką w
zaświaty. Zaczyna się już w protologii i jest obecna na całej długości dziejów
świata.17
Interesuje się
ona wszystkim, co na tym świecie się dzieje: indywidualnym życiem człowieka i
wszystkimi jego społecznymi przejawami. Mówi o zbawieniu wiecznym oraz o tym,
jak urzeczywistnia się ono w doczesności. Dlatego „oczekiwanie nowej ziemi –
uczy Sobór – nie powinno osłabiać, lecz ma pobudzać zapobiegliwość, aby uprawiać
tę ziemię, na której wzrasta owo ciało nowej rodziny ludzkiej, mogące dać pewne
wyobrażenie nowego świata... dla Królestwa Bożego nie jest obojętne jak dalece
postęp ten może przyczynić się do lepszego urządzenia społeczności ludzkiej”
(KDK, 39).18
Z oczekiwaniem lepszego jutra
wiąże się nadzieja. E Bloch chciał z niej uczynić zasadę działania, ratującą
świat przed zagładą, o której pisali m. in. Orwell (Shooting the Elephant) i A.
Huxeley (Kontrapunkt; Nowy, wspaniały świat). W swoim dziele „Das Prinzip
Hoffnung” uzasadniał on, iż problematyka celu wiąże się z procesem o nie
rozstrzygniętym jeszcze wyniku i o możliwym początku u kresu.19 Jednak nadzieja
chrześcijanina opiera się na innym fundamencie niż nadzieja świecka. Jest nim
Jezus Chrystus, zapoczątkowujący kres wieków i odnowienie świata (KK, 48). On
udziela ludziom Ducha Świętego, który przychodzi z pomocą ludzkiej słabości (Rz
8, 26). Wiara w Niego daje człowiekowi fundament pod to, czego się spodziewa.
List do Hebrajczyków posługuje się tu dwoma terminami greckimi: „hypostasis” –
baza, podstawa; „pragmaton elenchos” (argumentum) – dowód (Hbr 11, 1),
pokazując w ten sposób realizm nadziei płynącej z wiary.
Eschatologia
chrześcijańska określa stosunek doczesności do wieczności zwrotem: „już i
jeszcze nie”. Doczesność nie jest jeszcze doskonała, nie osiągnęła pełni, ale
już w niej uczestniczy. To, co utopijne, nie musi więc być całkowicie
nierzeczywiste. Jeśli tylko opiera się na wierze w Chrystusa i realizuje Jego
naukę, nosi w sobie pierwiastki przyszłego wieku. Wszak człowiek i wspólnota
ludzka, czyniąc sobie ziemię poddaną (Rdz 1, 28), idzie drogą Bożego powołania,
którym jest teraz i w wieczności sam Bóg.
To, co w
utopii wydaje się nierzeczywiste, może być niekiedy możliwe. Zależy to od wielu
okoliczności. Przede wszystkim ważny jest pułap dążeń, tzn. cel, jaki utopia
zamierza osiągnąć. Jego znaczenie zawiera się w nim samym. Cel bowiem winien
wyprzedzać wszelkie rozumne działanie. Jest on pierwszy w zamierzeniu i ostatni
w wykonaniu.20 W przypadku ludzkiego życia stanowi o jego sensie i nie można go
niczym zastąpić: ani bezinteresownością, ani największą nawet chwilową
przyjemnością.
Istnieją cele
cząstkowe i jest cel ostateczny. Tym ostatnim jest zawsze Bóg. On jest celem
każdego człowieka i wszystkich wspólnot ludzkich. Cele cząstkowe, które do
Niego nie prowadzą lub od Niego odwodzą, właściwie nie są celami; nie służą
bowiem ludziom, lecz im szkodzą. Tylko cel, posiadający wartość absolutnego dobra,
godzien jest człowieka i wszystko w jego życiu powinno być na niego
ukierunkowane lub przynajmniej mu się nie sprzeciwiać.
Biblia, ukazując Boga jako cel
ostateczny człowieka, pokazuje jednocześnie grzech uniemożliwiający mu
osiągnięcie wyznaczonego celu. Można by przeto uważać sytuację człowieka za
dramatyczną. Jego dążenie jest utopijne w tym sensie, że nie ma możności
urzeczywistnienia się. Tak jednak nie jest.
Bóg Biblii
jest prawdziwym Bogiem, tzn. większym niż wszystkie słabości ludzkie i wiernym
swemu pierwotnemu zamysłowi. Jego miłość jest testamentem (berith) i osiąga
swój skutek, nawet wtedy, gdy człowiek wobec Niego okazuje się niewierny.
Miłość Boża jest miłosierna, tj. nieodwołalna (hesed) i czuła (rahamim). Bóg
chce, by człowiek w Niego uwierzył i w Nim pokładał swoją nadzieję. Niepokój
więc serca człowieka wierzącego ma za przewodnika nadzieję, która żyje nie
tylko z tego, kim Bóg jest, lecz także z tego, co ludziom obiecał. Nadzieje zaś
ludzi wierzących wyprzedzają Boże obietnice.
Tętni nimi cała Biblia. Już na
Jej początku czytamy o obietnicy zwycięstwa: „ono zmiażdży ci głowę” (Rdz 3,
15). Jest to obietnica i nadzieja mesjańska: „Dziewica pocznie i porodzi Syna i
nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7, 14). Stała się ona, po spełnieniu, radosną
nowiną – Ewangelią: „zwiastuję wam radość wielką” (Łk 2, 10). To, co wydawało
się nierzeczywiste, stało się realne, „bo dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk
1, 37). Jego obietnice przekraczają czas i obejmują wieczność: „Oto przybytek
Boga z ludźmi i zamieszka wraz z nimi i będą oni Jego ludem, a On będzie Bogiem
z nimi. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani
żałoby, ani krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie” (Ap 21, 3-4).
Wizję
szczęścia wiecznego można by odłożyć do lamusa, jako coś pięknego lecz
nierzeczywistego, gdyby pochodziła od człowieka tylko, a nie od Boga. A
tymczasem ma ona za sobą autorytet Boży, potwierdzony definitywnie w
zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Ewangelia, która ją przekazuje ludziom, jest
radością największą i najbardziej rzeczywistą, możliwą do osiągnięcia.
Wszystkie bowiem tęsknoty ludzkie za szczęściem doprowadza ona do celu, wieńczy
i rozciąga je na wieczność.
Utopie
społeczno – polityczne nie są eschatologią. Dotyczą one doczesności i zwykle
konkretnych organizmów społecznych. Nadto piszą je często ludzie niewierzący
lub niechrześcijanie. Czy zatem eschatologia biblijna ma z nimi jakiś związek,
a one w jakiś sposób przekonują, że możliwe jest to, co przedkładają? Pytanie jest
złożone.
Eschatologia katolicka wprawdzie
obejmuje całość rzeczywistości, ale nie sprowadza się do nauki o reformowaniu
takich lub innych odcinków ludzkiego życia. Nie jest ona teologią polityczną,
rewolucji, wyzwolenia lub inną im podobną. 21 Nie wyprzedza też ona
rzeczywistości – jak chciał J. Moltmann – z pochodnią w ręku ani nie niesie za
tą rzeczywistością trenu.22 Jest po prostu czymś innym. Będąc jednak nauką
autonomiczną, dotyka wszystkich rzeczywistości ziemskich, pokazuje kierunek ich
dziejów i określa moralność człowieka w odniesieniu do nich. Stąd też utopie
nie mogą się całkowicie od eschatologii uwolnić.
Św. Augustyn,
snując rozważania o cesarstwie rzymskim, wprowadził rozróżnienie na istnienie w
jednym organizmie społeczno – politycznym dwóch państw: niebieskiego i
ziemskiego. Rządzą się one dwiema miłościami. „Dwie miłości powołały dwa
państwa: miłość własna, posunięta aż do pogardy Boga, powołała państwo
ziemskie, miłość Boga zaś, posunięta aż do pogardzenia sobą, powołała państwo
niebieskie”.23 Za kryterium oceny Augustyn wziął Boga. Państwa ziemskie, gdy
posługują się przemocą i bezprawiem, burzą Boży porządek w świecie, stają się
państwami szatana, gdy natomiast tworzą przestrzeń, w której kwitnie prawdziwa
miłość, są realizacją państwa Bożego na ziemi.24 Nie posiada ono swoich
geograficznych granic ani jakichkolwiek środków przymusu. Rządzi się ono
ewangeliczną wolnością, ukierunkowaną na dobro absolutne. Jego granice
przechodzą przez serca ludzkie.
W kryterium
oceny musi się znaleźć też człowiek. Z wszystkich dóbr na ziemi jest on dobrem
największym.25 Wszystko Bóg stworzył dla niego, a tylko jego samego ze względu
na niego samego (KDK, 24). Dlatego człowiek zawsze jest celem i nigdy środkiem.
Nikt nie może traktować go jak przedmiot, jemu bowiem przystoją jedynie osobowe
relacje. Utopie, które gubiły tak pojętego człowieka, były nieludzkie, a
wprowadzane w życie stawały się społecznie i indywidualnie szkodliwe.
Człowiek żyje
w komunii, która zakorzenia się w osobie. Nie może on inaczej się odnaleźć, jak
tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego (KDK, tamże). Prawda ta pokazuje
fundament wszelkich organizmów społecznych. Są one ludzkie wtedy, gdy zakładają
wzajemność daru, chronią ją i umożliwiają jej wzrost. Utopie, nie liczące się z
komunijną właściwością osoby ludzkiej, są antyludzkie.
W przeszłości,
gdy państwa cieszyły się względną autonomią, a w ich granicach mogły swobodnie się rozwijać mniejsze
struktury społeczne, snucie utopii było czynnością stosunkowo prostą. W epoce
natomiast postępującej globalizacji stały się one o wiele trudniejsze.
Zmniejszyło się bowiem pole manewru i podejmowania swobodnych decyzji. Wiele
rządów nie stać na realizowanie opracowanych planów tylko dlatego, że nie
pozwala na to międzynarodowa sytuacja. Także indywidualny człowiek pozostaje
skrępowany różnymi układami. Naciski zewnętrzne są niekiedy tak wielkie, że
mogą doprowadzić przedsięwzięcie do całkowitej ruiny (np. rozpad Jugosławii).
Mimo to utopie się nie skończyły. Można nawet powiedzieć, że stały się one
jeszcze bardziej konieczne i trudne. Ci, którzy je tworzą, muszą dziś mieć
ogromną wiedzę z różnych dziedzin. Świat współczesny nie może sobie pozwolić na
utopie bez fundamentu w rzeczy. Co więcej, nie wolno mu zapomnieć o tym, co
jest dla człowieka najważniejsze i jaki jest ostateczny cel jego życia.
Utopia poprzedza planowanie i realizację planu. Jest poniekąd od nich niezależna. Kiedy jednak całkowicie się od nich odrywa, staje się nierealna, bez sensu. Co najwyżej pozostaje wtedy fikcją: naukową lub jakąkolwiek inną. Z drugiej strony, planowanie nie musi sięgać do utopii. Posiada ono swoje żelazne reguły. Gdy jednak tylko kurczowo trzyma się tego, co możliwe, nigdy nie osiągnie tego, co wydaje się niemożliwe. Nie zawsze należy czynić wszystko, co wykonalne, ale też nie zawsze należy zamykać się w tym tylko, co wydaje się możliwe. „Młodości, ty nad poziomy wylatuj!” (A. Mickiewicz). Bez ducha utopii nie byłoby postępu, bez poszanowania praw stworzenia nie byłoby życia. Ci, których pogardliwie nazywano utopistami, okazywali się nieraz prorokami – wyprzedzali epokę i torowali jej drogę.
Dążenia
utopijne realizuje się na różnych poziomach. Podstawowym i wyjściowym jest
fundament natury. W człowieku objawia się on jako głód ciała i duszy. Przez
ciało człowiek jest cząstką przyrody i ma wspólne z nią potrzeby, głównie –
podtrzymywania i zachowania życia. Przenoszą się też one na społeczeństwo.
Zapewnienie warunków życia jest podstawowym obowiązkiem rządzących organizmem
społecznym. Utopie na tym poziomie posługują się zwykle obrazami: uczty,
pałacu, szczęśliwej wyspy, pięknych krajobrazów, górskich szczytów, dziewiczych
lasów, lustrzanej tafli jeziora itp. Przybierają też często bajeczny wygląd.
Sfera ducha
prowadzi człowieka w świat kultury, ku odkrywaniu i zdobywaniu prawdy, dobra i
piękna. Kultura poszerza i rozwija naturę. Jest znamieniem, które człowiek
umieszcza na przyrodzie. Dzięki niemu człowiek odbiera przyrodę jako swoją, widzi
w niej ślad swojej działalności. Uprawiane pola, szlaki turystyczne, szosy,
koleje, rowy melioracyjne, stawy, zalewy, parki – wszystko to posiada swoje
piękno, jeśli tyko nie wnosi zniszczenia w przyrodę.26
Sam człowiek przez kulturę staje
się lepszy. Więcej, żyć on może jako człowiek wtedy, gdy z obszaru natury
przechodzi w sferę kultury i gdy znaczy nią to, co jawi się w nim jako instynkt
lub popęd. Człowiek, tworząc kulturę, zaspokaja potrzeby swego ducha i osiąga
wyższy poziom swego życia. Marzenia ludzkie nie mogą zatrzymać się na
zaspokojeniu głodu ciała, one muszą uwzględniać głód ducha. Wtedy utopia
przyjmuje właściwy kierunek.
Wśród potrzeb
ducha ludzkiego znajduje się religia. Posiada ona swoje racje psychologiczne,
socjologiczne i ontologiczne.27 Wielu ją uważa za pierwotne wyposażenie
psychiki ludzkiej, biologiczną konieczność człowieka i naturalne dążenie ku
transcendencji. 28 H. De Lubac tłumaczy, że istnienie idei Boga w człowieku
jest pierwotne i nie daje się wytłumaczyć ani złudzeniem, które przeniknęło w
jej przyczyny, ani konstrukcją umysłową. Nie wytworzyły jej zjawiska zachodzące
w przyrodzie, a tylko ewentualnie ją wyzwoliły. „Jak pomiary gruntów nie
zrodziły naprawdę geometrii, tak zetknięcie się z burzą czy z jasnym niebem, nie
zrodziło naprawdę idei Boga”.29
Potrzeby
religijne nie znajdują się na szczycie pragnień człowieka. Ludzie nie tylko
przyjmowali istnienie Istoty Wyższej, lecz tworzyli nadto jej obrazy,
najczęściej na sposób ludzki. Mitologie świata roją się od ziemskich
przedstawień bóstw. Biblia poddała je surowej ocenie. Nie ulega wszakże
wątpliwości, iż były one tworem religijnych potrzeb ludzi, którym nie
wystarczał okrąg ziemski do nasycenia swoich pragnień. Większość utopii tego
typu przechodzi ze świata ziemskiego do świata bogów. Chrześcijaństwo wśród
religii zajmuje najwyższą pozycję przez wydarzenie Jezusa Chrystusa. Wcielenie
Syna Bożego, Jego ziemskie życie, śmierć i zmartwychwstanie przeszło wszystkie
dotychczasowe wyobrażenia i oczekiwania. Można powiedzieć, iż Bóg sam wyszedł
naprzeciw wszystkim utopijnym dążeniom człowieka, przyjął jego ludzkie życie,
by mu dać udział w życiu Boskim. Pod tym względem, nigdy żadna utopia nie
wzniesie się wyżej. Bóg nie tylko wyznaczył szczyt człowiekowi, lecz nadto
pokazał ścieżki nań prowadzące i zaprosił go do wyruszenia razem na tę
wspaniałą wspinaczkę.
Sam człowiek nigdy nie stworzyłby
Ewangelii. Mógł ją ogłosić tylko Jezus Chrystus. On jeden też zdolny był
przeciwstawić się tendencjom świata siłą miłości, a nie nienawiści. Modlitwa
„Ojcze nasz”, etyka ośmiu błogosławieństw, obraz dobrego ojca i dwóch synów,
stanowią skarby, których nie znajdziemy w żadnej innej religii.
Wielkość Boga
objawiła się tym, że wydarzenie Wcielenia rozciągnął On na Kościół. „Wszystko,
co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”
(Mt 25, 40) – mówi Chrystus. „Ja jestem krzewem winnym – wy latoroślami” (J 15,
5). Kościół, jako Ciało Chrystusa, jest przestrzenią szczególnej obecności
Boga, „znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności
całego rodzaju ludzkiego” (KK, 1). W nim człowiek żyje i oddycha, trudzi się i
marzy, snuje plany i realizuje swoje utopie. Ewangelia nie pozostaje w sferze
teorii. Jest ona życiem i prowadzi do pełni życia.
Wśród jego przejawów znaczącą
rolę odgrywa kult. Rodził się on od początku z odkrycia „sacrum” pośród
„profanum”, z potrzeby świętowania jako przedziału między jedną a drugą
pracą.30 Kult chrześcijański zawiera w sobie to, co uniwersalne dla kultu w
ogóle, posiadając zarazem swoją własną specyfikę.31 Określa ją Jezus Chrystus.
Od momentu Wcielenia ludzka natura Jezusa stała się znakiem, obecnością i
narzędziem boskiej natury Syna Bożego. W sakramentach Kościoła znaki wskazują,
zawierają i realizują Boską rzeczywistość. Zetknięcie się z Nią jest dla
człowieka zbawcze.
Jezus
Chrystus, Kościół, sakramenty święte są darem Boga dla ludzkości. Człowiek sam
tego by nie wymyślił ani nie zrealizował. Przekraczają one więc wszelkie
granice ludzkiej utopii. A mimo to są rzeczywistością, pozostają w zasięgu
człowieka, zapraszają go do siebie. Nie odrywając go od ziemi, chcą, aby
widział on niebo, podsycają jego głód szczęścia wiecznego i dają mu środki do
jego zdobywania.
Kult
chrześcijański, jakkolwiek posługuje się dorobkiem kultury ludzkiej, to jednak
jest czymś więcej niż tylko działaniem kulturowym. Przewyższa on liturgię
pogańską jako zorganizowane czczenie bóstw, sztuki teatralne, przedstawienia
operowe itd. Były one tylko wytworem człowieka. W chrześcijaństwie związek
znaku z oznaczaną rzeczywistością ustalił sam Jezus Chrystus. Znaki te mają
przez to moc nadprzyrodzoną i przewyższają wszystko, co przyrodzone.
W każdym kulcie kryje się
nadzieja ludzka. Każdy kult przeto jest jakoś utopijny. Kult chrześcijański
opiera się na wierze. Ona oświeca obrzęd, uczy jak należy go widzieć; ona też
tłumaczy, czego można pragnąć, a z czym należy się pogodzić. Kult
chrześcijański pełen jest nadziei właściwie ukierunkowanej, możliwej do
spełniania.
Taka możliwość
została otwarta dla ludzi już tu na ziemi, a nie w zaświatach. Swoją szczególną
skuteczność osiąga w sakramentach świętych. Oto, co na ten temat mówi Nowy
Testament: „my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa
Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierci”, (Rz 6, 3); „wkładali ręce, a oni
otrzymywali Ducha Świętego” (Dz 8, 17); „którym odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone” (J 20, 22); „Bierzcie, to jest Ciało moje... to jest moja Krew
Przymierza” (Mk 14, 22.24); „modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem”
(Jk 5, 5); „Ja was wybrałem... aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go
prosicie w imię moje” (J 15, 16); „jesteśmy członkami Jego Ciała” (Ef 5, 30).
Liturgia chrześcijańska w rozumieniu Kościoła katolickiego nie rezyduje na obszarze utopii, która – jak wiemy – obraca się w obrębie spraw społecznych i politycznych. Kościół broni się przed kładzeniem na ołtarzu tego, co cesarskie i oddaje chwałę Najwyższemu Bogu. Przez to jednak, że służy świętości człowieka, dotyka też dziedzin jego świeckiej działalności. Przemieniony człowiek przemienia środowisko swojego życia. Wszyscy, którzy chcieliby polepszyć warunki zewnętrzne, bez uczynienia lepszym człowieka, podejmowaliby czynności doraźne i krótkotrwałe. Liturgia daje ludziom możność radykalnej przemiany, sięgającej fundamentów ich istnienia, kiedy to człowiek, jako stworzenie, staje się uczestnikiem życia Bożego. Osiągnięcie tego stanu jest wypełnieniem wszystkich pragnień ludzkich, bo Bóg jest ostatecznym celem – szczęściem człowieka. Toteż utopia staje się rzeczywistością.
Przypisy
1 Pełny tytuł
łaciński dzieła brzmi: Libellus vere aureus nec minus salutaris quam
festivus de optimo reipublicae statu, deque de nova Insula Utopia (1516 r.).
W języku angielskim dzieło ukazało się w 1551 r., w polskim w 1947.
2 M. Rode, Przedmowa,
w: T. Morus, Utopia, Poznań 1947, s. XIX – XX.
3 Zob. A.
Świętochowski, Utopie w rozwoju historycznym, Kraków 1910.
4 Por. H.
Sonnemans, Przyszłość, w: K. Waldenfels, Leksykon religii,
Warszawa 1997 s. 379.
5 F. Copleston,
Historia filozofii, t. 9, Warszawa 1991, s. 79.
6 Encyklopedia
powszechna PWN, t. 4, Warszawa 1987, s. 603.
7 Jan Paweł II,
List do rodzin.
8 Wyznania,
nr 1.
9 P. Ricoeur, Egzystencja
i hermeneutyka, Warszawa 1985, s. 84.
10 H. Sonnemans, art. cyt., s. 380.
11 E. Mieletinski, Poetyka
mitu, Warszawa 1981, s. 324-341.
12 Por. A.
Grabner – Haider, Marność, w: Praktyczny słownik biblijny,
Warszawa 1994, kol. 704.
13 T. Morus, Utopia,
Poznań 1947, s. 38.
14 W.
Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 1, Warszawa 1968, s. 94-96.
15 C. S.
Bartnik, Historia filozofii, Lublin 2000, s. 117.
16 Jan Paweł
II, Homilia podczas mszy św. na lotnisku w Białymstoku, 5.06.1991 r.
17 J.
Ratzinger, Eschatologia, Poznań 1985 s. 16-31.
18 Zob. też K.
Woschitz, Utopie, Utopismus, w: Sacramentum mundi, t. 4,
Freiburg im Br. 1969, kol. 1133-1140; A. Darlap, Zukunft, tamże, kol.
1452-1458.
19 H. Sonnemans, art. cyt., s. 380.
20 „Finis etsi sit postremus in executione, est
tamen primus in intentione agentis, et sic habet rationem causae”. S. Th. –2,
q. 1, a.1, ad 1.
21 J. Ratzinger, dz. cyt., s. 74.
22 J. Moltmann, Theologie der
Hoffnung, München 1969 s. 15 – 27.
23 Św. Augustyn, De civitate Dei, XIV, 28.
24 Por. W. Kornatowski, Wstęp,
w: Św. Augustyn, O państwie Bożym, t. 1, Warszawa 1977 s. 14.
25 Pisałem o
tym szerzej, w: Człowiek ważniejszy od rzeczy, WKAB, 10(2001) nr 1, s. 125-136.
26 Zob. E.
Ozorowski, Nauka – kultura – gospodarka, w: Studia regionalne, nr
1, Białystok 2001 s. 7-19.
27 J. Zdybicka,
Człowiek i religia, Lublin 1977, s. 210-269.
28 Zob. J.
Kulisz, Spór o religię – sporem o człowieka, Warszawa 1992 s. 36-54.
29 H. de Lubac,
Na drogach Bożych, Paris 1970, s. 22.
30 Szeroko
pisze o tym: L. Bouyer, Mensch und Ritus, Mainz 1964.
31 J. W.
Kowalski, Dramat a kult, Warszawa 1977, s. 5-29.
Strona główna |
Zeszyt
bieżacy |
Pomoce homiletyczne
Zeszyty archiwalne |
Redakcja
|
Kontakt
"Ateneum Kapłańskie" 1999-2001