Każdy kaznodzieja i katecheta wcześniej czy później staje nieco bezradny spoglądając na słabą skuteczność swego przepowiadania. Odwołujemy się wówczas do wiary i uważamy siebie za "sługi mało użyteczne". Pełnimy dalej swe zadanie zostawiając troskę o plony samemu Bogu. W tej sytuacji nietrudno o zniechęcenie, a nawet zlekceważenie przygotowania do kazania czy katechezy. W myśl zasady: Skoro tak małe plony, to nie warto się trudzić.
Uważna lektura Ewangelii pozwala jednak nieco inaczej podejść do skuteczności przepowiadania. Jezus poświęca temu tematowi sporo miejsca. Czyni to nie tylko krytycznie spoglądając na małą skuteczność własnego przepowiadania, lecz również przygotowując Apostołów do ponoszenia klęski, jakby wprowadzając ich w realizm trudnej posługi przepowiadania Dobrej Nowiny.
Krótką refleksję nad niektórymi tekstami Ewangelii traktuję jako zaproszenie do gruntownego przestudiowania pod tym aspektem całego Starego i Nowego Testamentu. Celem tej refleksji jest przygotowanie do spotkania z różnymi reakcjami odbiorców naszego słowa tak, by kaznodzieja i katecheta się nie dziwił, gdy wielki jego trud w ocenie czysto ludzkiej - powiedzielibyśmy dziś: psychologicznej, socjologicznej, a nawet marketingowej - idzie na marne.
1. Odbiorcy o dobrej i złej woli
Rozpocznijmy od przypomnienia modlitwy Jezusa: "Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i przewidującymi, a objawiłeś ludziom prostym. Tak Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie" (Mt 11, 25). Sam Chrystus dzieli odbiorców na dwie kategorie. Mędrkujący to ci, którzy zatracili tzw. "chłopski rozum", czyli prawość sumienia. Oni na podstawie decyzji Boga nie mogą dojść do Objawionej Prawdy. Otwarci na nią są ludzie prości, czyli zachowujący jasność czystego spojrzenia na Boga, świat i ludzi. Podkreślenie, iż "takie było upodobanie Ojca", pozwala przypuszczać, że chodzi o ludzi dobrej woli, w których Ojciec ma upodobanie.
Kaznodzieja winien się liczyć z owym rozróżnieniem. Mędrkujący nie przyjmą słowa Bożego, nawet wówczas gdy jest ono przekazane przez samego Syna Bożego. Oni zawsze mają swoje "ale...". Skoro tak jest, nie należy się dziwić, iż wśród takich ludzi nie ma odbioru słowa głoszonego przez nas, którym daleko do doskonałości przekazu Jezusa.
Warto również zauważyć, że Jezus dziękuje Ojcu, że Prawda Objawiona nie dostaje się do serc takich ludzi, ponieważ w ich rękach byłaby ona tylko "materiałem" do dalszego filozofowania, a nie pokarmem karmiącym serce i umysł. Filozofujący, a raczej mędrkujący, bawią się prawdą jak kuglarze. Mogą się bawić w ten sposób prawdą dostępną dla ludzkiego doświadczenia i umysłu, ale z woli Boga nie mogą otrzymać Prawdy Objawionej, bo ona nie jest zabawką.
Powyższa modlitwa Jezusa jest ważna i z tej racji, iż przypomina, że pierwszym krokiem na ewangelicznej drodze jest zaufanie, a nie zrozumienie. Ludzie dobrej woli, ludzie prości to ci, którzy wiedzą komu i w czym można zaufać. Zrozumienie jest u nich dostępne na drugim etapie. Dlatego z łatwością wkraczają na drogę wiary. Zaufanie zaś jest bramą wtajemniczenia w miłość. Tę bowiem wpierw trzeba przyjąć i przeżyć, a dopiero później ten kto kocha, coś z jej tajemnicy rozumie. Ponieważ istotą Ewangelii jest właśnie miłość, nie dziwimy się, iż Jezus wysławia Ojca, że opieczętował tajemnicę miłości dla tych, którzy z racji braku zaufania do niej nie dorastają.
Mędrkujący wszystko rozpoczynają od zrozumienia i dlatego nie są w stanie postawić nogi na drodze wiary. Jest to częsty błąd współczesnego człowieka, który upiera się przy zrozumieniu i odrzuca zaufanie. Taka postawa zamyka na Objawioną Prawdę.
Nieustannie należy mieć przed oczami stwierdzenie Jezusa: "Wielu jest wezwanych, ale mało wybranych" (Mt 22, 14). Wezwani to ci, do których dociera Boże słowo, wybrani to ci, którzy je przyjmują. Słuchaczy mamy wielu, natomiast niewielu z nich słowo przyjmuje. Tak dostrzega owocność przepowiadania sam Syn Boga. Tego się nie da zmienić. Przyjęcie Bożego słowa jest tajemnicą współpracy łaski i dobrej woli człowieka. Kaznodzieja ma tylko pośredni wpływ na jedno i drugie.
2. Ułatwiać czy utrudniać odbiór?
Ponieważ przy Chrystusie gromadziły się - zwłaszcza w oczekiwaniu na cuda - tysięczne tłumy słuchaczy, Mistrz z Nazaretu stosował swoistego rodzaju test, którym sprawdzał, w jakiej mierze słuchaczom zależy na poznaniu Prawdy. Tym testem były przypowieści, których nie wyjaśniał. Klucz do rozumienia przypowieści mieli podany Apostołowie. Ci spośród słuchaczy, którym zależało na dotarciu do Prawdy zawartej w pięknym obrazie, podchodzili do Apostołów i pytali o klucz. Nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, ilu ich było? Jedno jest pewne; ci, którym zależało tylko na sensacji lub spotkaniu ze sławnym Prorokiem, zadowalali się pięknymi przypowieściami. To im całkowicie wystarczało. Szukający prawdy trwali, stawiali pytania, chcieli "otworzyć" tajemnicze opowiadania i wydobyć z nich ewangeliczną perłę.
Analizując ewangeliczny przekaz Prawdy przy pomocy przypowieści, trzeba przyjąć, że jego celem było stworzenie wszystkim szansy dotarcia do skarbu Objawienia, a równocześnie zakrycie go przed niektórymi osobami niewłaściwie nastawionymi. Jest to powiedziane przez proroka Izajasza i powtórzone przez Jezusa: "aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli" (Łk 8, 10; por. Mt 13, 18-23). W tej sytuacji należy głębiej zastanowić się nad podejściem do słuchaczy, którzy ciałem są blisko, ale duchem bardzo daleko. Motywacja słuchania ewangelicznej nauki nie musi mieć nic wspólnego z poszuki- waniem Prawdy. Tacy słuchacze powinni dostać ewangeliczną perłę zapakowaną w przypowieść tak dokładnie, by nie wiedzieli co otrzymują.
Dziś każdy katecheta wysila się, by był zrozumiany przez odbiorców. Jest to poważny błąd. Takie podejście zakłada, iż mamy do czynienia wyłącznie z ludźmi dobrej woli, poszukującymi prawdy. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Odbiorcom, zwłaszcza w katechezie szkolnej często nie zależy na poznaniu Prawdy. Należy przypomnieć, że Jezus programowo głosił Ewangelię w opakowaniu przypowieści, by sama perła dostała się tylko tym, którym na jej posiadaniu bardzo zależało.
Ileż to razy w Ewangelii jest powtórzone "szukajcie"! Słuchacz, któremu nie zależy na znalezieniu skarbu, nigdy go nie znajdzie. Kaznodzieja więc i katecheta nie może rozrywać szat z tego powodu, że słuchacze nie przyjmują słowa Bożego. Ileż pokoju wypełniłoby serca katechetów, gdyby o tym pamiętali. W salce szkolnej należy przekazywać Ewangelię w formie przypowieści. Podręczniki różnych przedmiotów dostarczają olbrzymiej ilości materiału, który może posłużyć jako obraz, jako przypowieść. Klucz do tych przypowieści winien znajdować się w ukryciu i być podany jedynie tym, którym zależy na wtajemniczeniu.
3. Tajemnica skuteczności słowa Bożego
Czy podział na odbierających i odrzucających słowo Boże jest nieodwracalny? To pytanie podejmuje Jezus mówiąc o dwu synach. Tym który przyjął zaproszenie ojca do pracy w winnicy, ale nie poszedł i tym, który odrzucił zaproszenie, wyraźnie stwierdzając, że nie ma najmniejszego zamiaru pomagać ojcu, ale sprawę przemyślał i poszedł pracować (Mt 21, 28-32).
Kaznodzieja i katecheta winien liczyć się z jednym i drugim odbiorem. My najczęściej dostrzegamy tę pierwszą reakcję i jesteśmy skłonni uważać ją za owoc kazania lub katechezy. Tymczasem Jezus zwraca uwagę na to, że ani jedna, ani druga bezpośrednia reakcja nie może być uznana za owoc przepowiadania. Przepowiadanie ze strony mówiącego jest Bożą informacją i niczym innym. Co słuchacz z tą informacją uczyni, na to kaznodzieja czy katecheta nie ma większego wpływu. Prawdziwym owocem przepowiadania Ewangelii jest podjęcie i wypełnienie woli Boga, co może dokonać się po mocnej kontestacji. To, że syn poszedł do winnicy, było owocem informacji, jaką otrzymał i jego głębszej refleksji nad nią. W tej sytuacji nie należy zatrzymywać się na pierwszej jego reakcji. W przypowieści Jezusa jest ukryta wielka nadzieja dla głoszących. Prawdziwe owoce mogą się pojawić nawet po długim okresie kontestacji Bożej informacji.
Jakże ważna jest więc cierpliwość w czekaniu na owoce głoszonego słowa. Uczy jej Mistrz z Nazaretu mówiąc o nieurodzajnej fidze (Łk 13, 6-9). Trzeba ją okopać i czekać aż wyda owoc. Duszpasterstwo indywidualne w dużej mierze jest oparte na tej przypowieści. Miłość nie pozwala zrezygnować z wysiłków dotarcia do słuchacza. Jak długo istnieje taka szansa, prorok próbuje ją wykorzystać. O tej cierpliwości mówi pięknie postawa ojca czekającego na powrót syna marnotrawnego. Wychowanie w domu jest oparte na przekazie ojcowskiego słowa. Syn opuszczając dom zdaje trudny egzamin z mądrości, jakiej uczył go ojciec. Najczęściej mówimy, że on ten egzamin oblał. Nie jest to jednak pełna prawda, skoro wrócił do domu. Ojciec święcił tryumf, bo zobaczył, że słowa kierowane do syna w całym procesie wychowania wydały owoc. W najtrudniejszej sytuacji syn trafił do domu, ze słowami przeproszenia. Czyż nie była to dla syna i dla ojca szczęśliwa godzina?
4. Liczy się kultura gleby ludzkiego serca
Inne podejście do odbiorcy ujawnia Jezus w przypowieści o ziarnie rozumianym jako słowo Boże. Ziarno pada na drogę, na ziemię skalistą, wśród cierni i na ziemię żyzną (Mt 13, 1-9). Mamy więc cztery typy odbiorców. Jedni całkowicie zamknięci. Jezus mówiąc o nich sygnalizuje, iż są szczególnie pilnowani przez Złego, który porywa słowo padające w glebę ich serca. Droga, to również miejsce całkowicie opanowane przez życie tego świata, jej celem jest ułatwianie komunikacji a nie wydawanie owoców. To nie jest gleba urodzajna. Takich słuchaczy jest dość sporo w każdym środowisku. Nie należy się więc dziwić, iż owoców ich ewangelizowania nie dostrzegamy.
Drugi typ odbiorcy to entuzjaści, którzy kochają czas siewu, ale owoców nie wydają. Gleba serca jest skalista. Słaby kaznodzieja czy katecheta najchętniej poszukuje takich odbiorców. Oni są bardzo wdzięcznymi słuchaczami. Reagują natychmiast, oklaskują mówcę, pomagają w tworzeniu publiki. Bóg jednak niewielką ma z nich pociechę i nigdy w nich nie inwestuje, bo jest to inwestycja z góry obliczona na straty. Rzecz jasna, iż to słuchaczy nie usprawiedliwia i zawsze będą odpowiadać za przyjęte słowo.
Trzeci typ słuchacza, to ludzie zajęci dobrami tego świata. To są wszyscy, którzy za wszelką cenę chcą pogodzić błogosławieństwo z miską soczewicy, czyli ocalić jedno i drugie. Na dłuższą metę miska soczewicy wygrywa. Rezygnują z wartości religijno-moralnych, ponieważ nie mają na nie czasu.
Jakże wiele jest w Ewangelii komentarzy uzupełniających wskazane w tej przypowieści różne typy odbiorców słowa Bożego. Faryzeusze atakujący i niszczący Chrystusa to ludzie zamknięci, ziarno słowa Bożego nie ma szans kiełkowania w ich sercach. Entuzjaści, to owe panny z lampami, lecz bez oliwy czekające na oblubieńca. Zajęci sprawami doczesnymi, to ów młodzieniec, który wszystkie przykazania zachowywał od swojej młodości, lecz nie stać go było na sprzedanie tego, co posiadał i powędrowanie za Chrystusem. Uwikłani w dobra tego świata, to również owi zaproszeni na ucztę, którzy chcieli, by gospodarz ich usprawiedliwił, ponieważ mieli bardzo pilne interesy do załatwienia.
W przypowieści to samo ziarno (= słowo Boże) na żyznej ziemi wydaje owoc zróżnicowany. Jedno ziarno przyniosło plon trzydziestokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, trzecie aż stokrotny. To jest różnica stu, dwustu, a nawet więcej procent! A więc istnieje jakaś wielka tajemnica skuteczności przepowiadania, skoro żyzna gleba odbiorcy tak bardzo różnicuje obfitość plonu. Żaden kaznodzieja ani katecheta nie jest w stanie uchylić rąbka tej tajemnicy. Taka perspektywa sprawia, że tym gorliwiej należy rzucać ziarno słowa Bożego, bo owoce są wspaniałe.
Sama przypowieść dla przepowiadających jest bardzo optymistyczna. Na sześć rzuconych ziaren trzy nie mają szans wzrostu, ale pozostałe trzy wydają w sumie owoc stu dziewięćdziesięciu nowych ziaren (30+60+100). Takie są wymiary skuteczności przepowiadania w oczach samego Chrystusa. Perspektywa jest wspaniała. Ryzyko strat maleńkie, owoce zdumiewająco wielkie. Rzecz jasna ciągle trzeba mieć na uwadze ocenę samego Boga i troskę o to, by słowo Boże było przekazywane możliwie w czystej formie.
Ten sam optymizm w przekazywaniu skarbu Objawienia ukazują przypowieści o talentach i minach. Pierwsza wskazuje na odbiorców z inicjatywą (Mt 25,14-30). Powiększają oni o sto procent to, co otrzymali (dwa talenty przynoszą zysk czterech talentów, pięć talentów przynosi zysk dziesięciu talentów). Druga ma na uwadze indywidualne zdolności (Łk 19, 11-27). Ten sam dar (jedna mina) jeden potrafi pomnożyć pięciokrotnie, a drugi dziesięciokrotnie.
Obie przypowieści piętnują leniwego odbiorcę, bez inicjatywy, nie rozumiejącego szansy, jaką razem z darem otrzymuje. Jedna trzecia odbiorców popełnia ten błąd. Ale i tym razem ryzyko przekazu skarbu się opłaca. Właściciel rozdał osiem talentów, a otrzymał piętnaście. Zasadniczo strata wynosi tylko jeden talent. Przy minach rozdał trzy, a otrzymał piętnaście. Jakże wiele optymizmu jest w takim ustawieniu sprawy. Talenty (skarby Bożego Objawienia) należy nieustannie rozdawać. Zawsze w tym rozdawaniu jest większy zysk niż strata. Ryzyko jest częścią głoszenia Ewangelii i nie należy się go obawiać. Ono jest wpisane w przepowiadanie słowa Bożego.
5. Odrzucenie słowa
Z interesującego nas punktu widzenia ważnym tekstem jest wypowiedź Jezusa z Ewangelii wg św. Łukasza. "Z kim mam porównać ludzi tego pokolenia? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: Przygrywaliśmy wam a nie tańczyliście, biadaliśmy a wyście nie płakali. Przyszedł Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina, a wy mówicie, że zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy, je i pije, a wy mówicie: oto żarłok i pijak, przyjaciel grzeszników i celników. A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność" (Łk 7, 31-35).
Jezus mówi o dwu najwybitniejszych Bożych mówcach. Nikt bowiem nie dorówna mocą prorockiej misji ani Chrystusowi, ani nawet Janowi Chrzcicielowi. I oto tak wspaniali mówcy przez pewną grupę słuchaczy zostają odrzuceni.
Ciekawe jest uzasadnienie tego odrzucenia. Ten, kto odrzuca słowo Boże, zawsze znajduje usprawiedliwienie dla swej postawy. Warto dostrzec finezję tego samousprawiedliwienia. Jan Chrzciciel, najwyższej klasy asceta, zostaje potraktowany jako opętany. Tym jednym oczernieniem, przez urabianie opinii, wrogowie niszczą jego autorytet. Jezus zastosował inną metodę przekazu słowa Bożego, skrócił dystans między sobą a słuchaczami, zasiada z nimi do stołu, i przeciwnicy właśnie to czynią podstawą oczerniania i podcięcia Jego autorytetu. Przyklejają do Jego imienia kompromitujące etykietki: "żarłok, pijak, przyjaciel grzeszników i celników".
Jezus zwraca uwagę na mechanizm zniszczonych sumień, to one zawsze odrzucą słowo Boga. Kaznodzieja winien o tym pamiętać i nie może się dziwić. Ludzie tego typu często nie poprzestają na odrzuceniu słowa i samousprawiedliwieniu tego odrzucenia, lecz przechodzą do prześladowania człowieka przekazującego słowo Boże. Jan Chrzciciel i Jezus zginęli za słowa, które głosili. Gdyby milczeli, dożyliby prawdopodobnie podeszłego wieku. Głoszenie prawdy jest niebezpieczne i może się kończyć dla proroka tragicznie. Św. Mateusz po tym tekście podaje "biada" wypowiedziane przez Chrystusa pod adresem niepokutujących miast, czyli tych, które odrzuciły wołanie zarówno Jana, jak i Proroka z Nazaretu.
Takie ustawienie odsłania pewną zasadę historii zbawienia. Jest czas przepowiadania proroków i jeśli ono zostanie zlekceważone, Bóg przemawia do opornych ludzi znakami apokalipsy, czyli nieszczęściami. Ta perspektywa winna również towarzyszyć misji przepowiadania prorokom Kościoła. My mamy obowiązek mówić do ostatniego momentu, niezależnie od przyjęcia czy nie przyjęcia naszego słowa. Pełny sukces odniósł tylko Jonasz, ratując od apokalipsy Niniwę. Prawie wszystkie inne misje proroków kończą się dramatem, nie tylko ich, ale i słuchaczy.
To podejście potwierdza Jezus wołając: "Jeruzalem, Jeruzalem, ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy są do ciebie posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak gromadzi swe pisklęta, aleście nie chcieli. Oto dom wasz zostanie pusty" (Mt 23, 37). Jerozolima zniszczyła Jana, Jezusa, Szczepana, Jakuba i wkrótce została doszczętnie sama zniszczona. Skoro słowo proroków okazało się nieskuteczne, Bóg przemówił grozą apokalipsy. Świadomość takiego finału jest ważnym motywem mobilizującym do przepowiadania, aby ocalić przynajmniej niektórych.
Jezus przygotował uczniów, by byli świadomi niebezpieczeństwa misji, jakiej się podejmują. "Oto posyłam was jak owce między wilki" (Łk 10, 3). Czy trzeba jaśniejszego obrazu? Świat dysponuje w swojej polityce pieniędzmi i przemocą. Jezus zrezygnował z jednego i drugiego, a postawił na słowo. To ono odnosi zwycięstwo, chociaż na pierwszy rzut oka dysproporcja między tym "orężem", jakim Jezus podbija świat w zestawieniu z tym, jakim z Nim walczą, jest szokująca. Czy wilk przyjmie słowo od owcy? Oto jeden z wielkich paradoksów Ewangelii.
Mistrz z Nazaretu przestrzega również przed mało krytycznym podejściem do odbiorcy słowa. "Nie dawajcie psom tego co święte i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami i, obróciwszy się, was nie poszarpały" (Mt 7, 6).
Znamienna jest instrukcja jaką otrzymują uczniowie, w jaki sposób mają się zachować, gdy nie zostaną przyjęci. Należy strząsnąć proch z nóg na świadectwo odrzucającym (por. Łk 10, 10). Ten proch to wymowna, ale i ostatnia próba dotarcia do zamkniętych słuchaczy.
Szczegółowo należałoby zatrzymać się nad testem, jaki zastosował Jezus wobec swoich wielbicieli zapowiadając ustanowienie Eucharystii. Odeszło kilka tysięcy słuchaczy niezadowolonych, ponieważ mowa była twarda (J 6, 60). W tej sytuacji należy podziwiać Chrystusa, gdy odważnie stawia pytanie Dwunastu: Czy i wy odejść chcecie? Niejeden kapłan taką klęskę przypłaciłby głębokim stresem, a może kryzysem na całe życie. Tymczasem jest to sytuacja ewangeliczna. Jezus sprawdza jakość motywacji swoich wielbicieli. Została garstka, którą trzeba było poddać jeszcze wielu bolesnym próbom. Ta garstka wystarczyła jednak dla przekazania Ewangelii następnym pokoleniom.
Jasno również Jezus ustawia krytyczne podejście do fałszywych proroków, mówiących pod płaszczykiem słowa Bożego to, co się ludziom podoba. Strzeżcie się wilków w owczej skórze (Mt 7, 15). Kaznodzieja winien się liczyć nie tylko z niebezpieczeństwem przekazania treści łechcących ucho słuchaczy i budzących podziw dla niego, a nie dla Boga, w imieniu którego przemawia, lecz i z tym, że wśród słuchaczy istnieje wielu wielbicieli fałszywych proroków, którzy prawdziwymi gardzą.
6. Duszpasterstwo indywidualne
Z punktu widzenia odbiorcy słowa Bożego na szczególną uwagę zasługuje duszpasterstwo indywidualne prowadzone przez Jezusa na dużą skalę. Jan w swojej Ewangelii zamieszcza świetne katechezy, jakie przeprowadził Chrystus z Nikodemem (J 3, 1-21), z Samarytanką (J 4, 1-42), z Marią i Martą (J 11, 1-38). Samarytanka stała się misjonarzem prowadzącym rodaków do Jezusa. Nikodem razem z Józefem z Arymatei odważnie organizują pogrzeb ciała Mistrza wiszącego na krzyżu. Maria stoi pod krzyżem, uczestniczy w pogrzebie i jest jedną z pierwszych przy grobie w Poranek Wielkanocny. Nie trudno zauważyć, że piękne owoce tych indywidualnych kontaktów można oglądać w dramacie Golgoty i w szczęściu Wielkiej Niedzieli.
Kaznodziejstwo jest nierozerwalnie połączone z duszpasterstwem indywidualnym. Ono, z punktu widzenia metody, z niego bierze początek i ono w nim znajduje swe dopełnienie. Początek dlatego, że w indywidualnych rozmowach krystalizują się pytania, na które ludzie szukają odpowiedzi. W oparciu o nie wiadomo, na co istnieje zapotrzebowanie. Takie spotkania pozwalają na bardzo bliski kontakt z życiem. Dopełnienie zaś dlatego, że słuchacze kazań czy katechezy po ich ukończeniu przychodzą do mówiącego, by zyskać dodatkowe wyjaśnienia, lub by odbyć zasadniczą rozmowę.
Wnioski
Jezus przestrzega przed wszelkimi formami triumfalizmu. Nie ma on wiele wspólnego z Ewangelią. Dopuszczalna jest tylko ostra i precyzyjna dyskusja, w której mądrość winna odnosić zwycięstwo. Celem tej dyskusji jest jednak objawienie mądrości Bożej Prawdy, a nie upokorzenie dyskutujących. Takich triumfów Jezus odniósł wiele.
Tam gdzie gromadzą się tłumy, triumfalizm jest szczególnie niebezpieczny, zatrzymuje bowiem uwagę na psychologicznym, socjologicznym lub politycznym wymiarze przepowiadania, a nie na prawdzie. Od tego typu triumfalizmu należy trzymać się jak najdalej. On przynosi więcej szkody Ewangelii niż pożytku.
Szereg ludzi jest zamkniętych na prawdę i otwarcie ich serca jest możliwe bardziej przez modlitwę o łaskę nawrócenia, niż przez głoszone słowo. Kaznodzieja czy katecheta winien się z tym liczyć, i nie dziwić się ich zamknięciu. Św. Augustyn mając na uwadze takich właśnie odbiorców radzi by wtedy, gdy nie można ludziom mówić o Bogu, Bogu mówić o tych ludziach. Nie ma więc sytuacji bez wyjścia. Tam gdzie kończy się odbiór, rozpoczyna się intensywna modlitwa.
Potrzebna jest wielka cierpliwość w oczekiwaniu na owoce przepowiadania Ewangelii. Należy również podkreślić, że w Polsce istnieje wielu ludzi o właściwie ukształtowanym sumieniu, dobrze znających światopogląd katolicki, a jest to piękny owoc zwykłej codziennej pracy tysięcy katechetów i kaznodziejów. Tego nie można stracić z oczu. Przekaz słowa Bożego jest zawsze wtajemniczeniem i różne wymiary jego tajemnicy pozostają dla mówiącego na zawsze zakryte.
Na pewno gleba polskich serc czeka na dowartościowanie duszpasterstwa indywidualnego. Szersze i odważniejsze podejście do kierownictwa duchowego oraz do sakramentu pojednania pozwoli odsłonić niedocenione wymiary posługi słowa, z jaką mamy do czynienia w Ewangelii.
___________________
KS. EDWARD STANIEK, doc. dr hab., patrolog i homileta, wykładowca na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Rektor Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Współredaktor "Materiałów Homiletycznych".